Historia |
"NO CODE"
W tym okresie kipiało od plotek o nowej płycie Pearl Jam. I
przerzucano się terminami jej wydania. Pierwszy termin zahaczał jeszcze o Boże
Narodzenie '95! Następny miał wypaść w kwietniu. Gdy i wówczas nic się nie
wydarzyło, angielska prasa splunęła wiadomością, jakoby wytwórnia Epic
odrzuciła gotowy materiał! Inni "dobrze poinformowani" zapewniali,
że ów materiał przestał podobać się samemu zespołowi, w związku z czym
uległ skasowaniu! BZDURY. Bo prawda wyglądała tak, że muzycy ciągle nie
mogli skończyć nagrań. A nagrywali w trzech różnych studiach w Chicago,
Seattle i Nowym Orleanie.
Pierwszym poważnym zwiastunem nowego albumu był singel "Who You Are" "Habit" wydany dopiero 24 lipca 96. A album ów - zatytułowany "No Code" - do sklepów trafił jeszcze później. Dokładnie miesiąc i dwa dni później.
"No Code" okazało się dziełem... dość dziwnym. Ale dziwniejsze jest opakowanie. Dziwniejsze i jeszcze bardziej wymyślne niż było to w przypadku "Vitalogy". Wersja kasetowa dostępna jest w aż dziewięciu różnych okładkach! Natomiast książeczka kompaktu składa się z czterech skrzydełek. To zresztą jakby prawdziwy album, który po otwarciu rozkłada się jeszcze na dwa kolejne skrzydełka. W jednym z tych skrzydełek jest płyta, zaś w drugim dziewięć kart z tekstami utworów po jednej stronie oraz z polaroidowymi zdjęciami po drugiej. Przygotowano cztery kompaktowe wersje "No Code", toteż w sumie istnieje aż trzydzieści sześć takich kart, ale karty widoczne są dopiero po rozpieczętowaniu płyty, dlatego zawartość danej paczuszki pozostaje do końca wielką niewiadomą. Oczywiście jest to tzw. digipak, sporządzony z pełnym szacunkiem wobec ekologii (czyli z tektury i papieru). Natomiast na obwolucie widnieją aż sto czterdzieści cztery fotografie wykonane przez członków zespołu i ich przyjaciół. Przedstawiają między innymi kły wściekłego zwierzęcia, rozciągnięte uśmiechem usta, przerażone oko (którego właścicielem jest słynny koszykarz Dennis Kodman), pręciki kwiatu, szwy na ciele, niedopałki papierosów czy tatuaż. Sprawdzałam bardzo dokładnie - żadne zdjęcie nie powtarza się.
"No Code", trzeba przyznać, nie wywołało takiego hałasu jak poprzednie płyty Pearl Jam i nie zdobyło takiej sławy. Ale wpływ na to miała świadoma polityka zespołu. Właściwie żadnej promocji. W sumie tylko dwa wywiady! Trzy single (drugim "Hail, Hail", trzecim "Off He Goes"), lecz żadnego do nich wideoklipu. Niech broni się sama muzyka.
Oczywiście również w postaci koncertowej...
TORWAR, 1 LISTOPADA
24 lipca 1996, czyli w dzień premiery "Who You Are",
ogłoszono dokładny rozkład koncertowej jazdy Pearl Jam. Amerykańska czyść tournee zaczęła się 16 września w Seattle, kończyła 7 października w
Miami. Potem zespół przeskakiwał Atlantyk. W Europie startował 24 października
w irlandzkim Cork, żegnał się z nią 24 i 25 listopada w Lizbonie. Oprócz
przez Irlandię i Portugalię przejeżdżał przez Anglię, Niemcy, Holandię,
Francję, Szwajcarię, Austrię, Włochy, Czechy, Węgry, Turcję i Hiszpanię.
Oraz Polskę.
Pierwszy i jak dotąd jedyny polski koncert Pearl Jam zaplanowano na warszawskim Torwarze 1 listopada - czyli w dzień wyjątkowy, chyba nikomu nie kojarzący się z radością i zabawą. Cóż... Ale nawet taka data żadnemu z fanów zespołu nie mogła zmącić radości. A kto wie, czy jeszcze dodatkowo nie wzmagała atmosfery prawdziwego święta.
Bo to naprawdę było święto.